Rumienię się po same uszy, jak pomyślę o dzisiejszym wieczorze. Byliśmy w filharmonii. Z dwójką dzieci.
Na początku była uwertura do "Włoszki w Algierze" i poza dość głośnymi szeptami wszystko było w porządku.
Po Rossinim - Nino Rota. Muzyka na żywo nie zrobiła na nich wrażenia. Nie wyszliśmy w trakcie tylko dlatego, że bałam się, że w ten sposób narobimy jeszcze więcej hałasu. Poza tym miałam cały czas nadzieję, że w końcu się uspokoją, przestaną wiercić i narzekać. Albo zasną. I w końcu, na początku trzeciej części Koncertu fortepianowego C-dur, zasnął Marcin. Leżał niewygodnie na swoim fotelu i chrapał.
Po przerwie zasnęła Marysia, wyczerpana Meddelssohnem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz