27.08.2015

TATRZAŃSKIE CHATY




Życie schroniska dzieli się na dwie części. Pierwsza to wieczorno-nocno-porannna, cicha i spokojna, i druga, dzienna, z niekończącym się potokiem ludzi. Żeby to zobrazować napiszę tylko, że w jednym ze schronisk, zaopatrywanej przez nosiczy Zbójnickiej Chacie, w ciągu dnia jedzenie było podawane w jednorazowych naczyniach. Złoty Bażant albo kakarum (kakao z rumem) z plastikowego kubka są o-hyd-ne, więc siedzieliśmy sobie spokojnie, patrząc jak ludzie stopniowo odpływają w doliny, i do baru wędrowaliśmy dopiero wtedy, kiedy zobaczyliśmy pierwszą osobę z kuflem (szklanym kuflem) piwa w ręku.

Jak może wyglądać poranek w Tatrach, można zobaczyć tutaj. Z praktycznego punktu widzenia mieszkając w schronisku odpada nam: wczesna pobudka, dojazd, szukanie miejsca na parkingu, opłata parkingowa, kilka godzin podejścia oraz pośpiech w schronisku i przy schodzeniu żeby zdążyć przed zmrokiem. Wielka "wyprawa" zamienia się w spacer. Przeżyłam szok estetyczny, kiedy, po dwóch tygodniach w górach i w coraz bardziej szwajcarskich słowackich miasteczkach, znalazłam się w domu wariatów, a dokładnie w Zakopanem na Rondzie Armii Krajowej. Oszczędzenie sobie tego przeżycia jest zdrowe i praktyczne.

Byliśmy w sumie w pięciu chatach (Chata Plesnivec 1290 m n.p.m., Chata pri Zelenom Plese 1551 m n.p.m., Chata Zamkovskeho 1475 m n.p.m., Teryho Chata 2015 m n.p.m., Zbojnicka Chata 1960 m n.p.m.). Pięciogwiazdkowe są Szarotka i Zbójnickie. Pierwsze za marlenkę, najsmaczniejsze haluszki, przeszkloną werandę i niewidzialnego ale stale czuwającego chatara. W Zbójnickim - najlepsze naleśniki, najlepszy smażony ser oraz najlepsze widoki z każdego okna (na zdjęciach powyżej).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz