5.05.2013

KARMA




Zwiedzamy Kraków systematycznie i z coraz większą wprawą. Jadąc w góry teoretycznie na pięć dni, dwa tak naprawdę spędzamy w mieście. Zwiedzamy zawsze coś nowego, coś starego i coś do jedzenia. No i kawa :-).

O tym, gdzie zjemy obiad, rozmawiamy już od Częstochowy, korzystając z pomocy przyjaciół (Krakowianki) i serwisów internetowych. Ostatnie postanowienie: koniec z włoską kuchnią (ponoć jest dla niemieckich turystów po 60-tce). Tak trafiliśmy do "Karmy".

I moja druga recenzja kulinarna w tym roku (pierwsza, o Restaurant Day, była w lutym):

"Karma": kuchnia wegetariańska, wystrój minimal, białe ściany i masywne drewniane blaty (to co lubię, patrz konto na Pintereście), ceny kategoria bistro, krótkie menu, kilka dań każdego dnia i już. No prawie: jest jeszcze kąt dla dzieci, z książkami, z których z radością skorzystaliśmy. Zamówiliśmy zupy: krem jabłkowo - pomidorowy i zupa mango, makaron z grzybami shiitake i polentę z duszonymi warzywami. Dla dzieci tarty. Było to wszystko p y s z n e. W sezonie bardzo często dusimy pomidory z papryką i dodajemy mnóstwo pietruszki - ale nigdy nie jedliśmy tego z polentą. A kremu pomidorowego nigdy nie posypujemy ziarenkami maku. Dlatego tu wrócimy, na 100%.

A jeżeli chodzi o inne miejsca, do których wracamy... Oczywiście, byliśmy w MOCAK-u (1, 2) i w MANGGHA (1, 2) też, z tym, że w tym pierwszym miejscu trwały akurat przygotowania do wystawy czasowej (stałą widzieliśmy), a w tym drugim czas nas gonił. Skończyło się na kawie (tak, do muzeów chodzimy na kawę) i zakupie kolejnej lalki kokeshi dla Marysi. Taras, leżaki, Wawel naprzeciwko i jak zwykle wygląda na to, że tylko my wiemy o istnieniu tego miejsca:


Piękne i japońskie:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz